Filmowy Hiob
Miesięcznik Akcji Katolickiej maj 2009
Jakiś czas temu zainteresowałem się filmami związanymi z resocjalizacją. Szperając po pułkach z DVD w lokalnych supermarketach natknąłem się w końcu na film (pod może nieco dziwnym tytułem) „Jabłka Adama”. To duński komediodramat z 2005 roku, który zdobył wiele nagród na całym świecie, również i w Polsce. Fakt, że tak znany i nagradzany film trafił w moje ręce dopiero po kilku latach tak samo świadczy o jego popularności w naszym kraju jak i o mojej zwykłej ignorancji. Tak czy owak komercja rządzi się swoimi prawami i za brak zainteresowania tematem wcześniej teraz musiałem słono zapłacić. Wydatek jednak się opłacał!
Opis na okładce, jak i recenzje internetowe, zgodnie twierdziły, iż jest to film opowiadający o Adamie – neofaszyście, który trafia na resocjalizację do małej parafii ewangelickiej. Wielu recenzentów zachwyca się niekonwencjonalną groteską i zaskakującą fabułą filmu. Mnie natomiast zainteresował wątek pastora, który ślepo wierzy, że zło czai się na każdym kroku, a szatan non stop wdziera się w jego życie niszcząc jego i jego marzenia. Gdy jednak okazuje się, że to nie diabeł jest powodem wszystkich tych nieszczęść, a i w wątku filmu przejawił się motyw hiobowego cierpienia, pomyślałem że przecież to nielogiczne! Dlaczego Bóg miałby karać człowieka, który i tak ma w życiu ciężko? Dlaczego Bóg skazuje go na niedolę, choć gość na to nie zasłużył? Zupełnie tak jakby kopał leżącego! I tu mnie trochę moje rogate myślenie ubodło – przypomniałem sobie, że przecież wszyscy jesteśmy częścią planu. Zbawczego Planu Bożego – takiego dziwnego scenariusza w którym wszystko ma swoje miejsce i każdy gra swoją rolę. Tak jak we wspomnianym filmie. Pastor cierpiał katusze, ale nie bez powodu. Zrozumiałem wtedy, że gdyby nie nieugięta postawa duchownego i jego ślepa wiara w opiekę Pana nasz tytułowy bohater nie zmieniłby sposobu swego myślenia i postępowania. Bóg na męczenników wybiera ludzi silnej wiary o ugruntowanych wartościach i charakterystycznym światopoglądzie. Ludzi, którzy będą przykładem dla innych, dla tych którzy szukając Boga zagubili się w swoich wątpliwościach, którzy poddali się i zaszli ze ścieżki Chrystusa.
Bóg nieustannie mówi do nas, jednak my coraz gorzej go rozumiemy. Nie potrafimy słuchać Jego słów, nie rozumiemy znaków. Każdego dnia Pan podpowiada nam co mamy robić, jakie decyzje będą dla nas właściwe. Niestety w świecie pełnym informacji, multimediów i daleko posuniętej techniki ciężko nam jest usłyszeć własne myśli, a co dopiero głos Stwórcy. Wydaje mi się, że ludziom dotkniętym przez los łatwiej jest zrozumieć te sygnały, ponieważ ich świat wartości jest inny od światopoglądu przeciętnego człowieka. Wiara została poddana próbie i dla tych bardziej wytrwałych dobra materialne przestają być szczytem marzeń. Trudno mówić, że otarli się o Boga, bo to zaledwie szata Chrystusa, ale pokonując cierpienie stali się bardziej uduchowieni i otwarci na Ewangelię. Gdy upadamy zawsze jest ktoś, kto wyciągnie pomocną dłoń i tylko od nas samych zależy czy ją przyjmiemy. Podążając za Księgą Ezechiela możemy dostrzec, że Bóg nie tylko nas wspiera, ale gdy zbłądzimy również może nam dać po łapach („I wszystkie drzewa polne poznają, że Ja jestem Pan, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa”). Szczęśliwi ci, którzy w tym odczują rękę Pana, który tak jak prawdziwy tata chce nas chronić przed rozgrzanym piekarnikiem. Bóg doświadcza nas, żeby nas uodpornić. Szczepi w nas wiarę, nadzieję i miłość, byśmy odważnie stawiali czoło przeciwnością losu i pokusą. Jednak musimy się czasem sparzyć i przekonać na własnej skórze. Niestety niektóre blizny się nie goją, a nawet operacja plastyczna pozostawia ślady. Tak więc w naszej duszy pozostają oparzenia po gorącym jak piekarnik grzechu.
Piotr Kozieł